„HISTORIA DEL DOGO ARGENTINO”
Agustin Nores Martinez
Rozdział I
KRÓTKA HISTORIA DOGO ARGENTINO
Był rok 1925. Mój brat Antonio i ja nie mieliśmy jeszcze 18 urodzin (on był o rok starszy ode mnie) i byliśmy w tamtych czasach kompletnie pochłonięci pasją dla psów wszystkich ras, pasją która miała pozostać niezmieniona przez całe nasze życie i tak też było. Aż do jego śmierci i wedle Boskiej woli, aż nadejdzie moja.
Wyraziłem moją ostatnią wolę by umrzeć z Dogo Argentyno leżącym obok mojego łóżka i aby grób, w którym spocznie moje ciało znalazł się w Andach, a na nim stanął tylko surowy krzyż i rzeźba czujnego Dogo pilnującego mojego snu. Dzieliły one każdy aspekt mojego burzliwego życia i jest moim pragnieniem by towarzyszyły mi również w ostatniej drodze.
Pasja, którą posiadaliśmy od dziecka, sprawiła że przetłumaczyliśmy ze słownikiem w ręku, książkę Norte Ami Le Chien, cudowne źródło wiedzy o hodowli psów do którego wszyscy musimy się odnieść gdy chcemy dowiedzieć się czegoś o korzeniach którejkolwiek z Europejskich ras; prawdziwy skarb który mój ojciec miał w swojej biblioteczce i który ja trzymam jako skarb i spadek pomiędzy setkami książek związanych z tematem, który wciąż jest otwarty. Mniej więcej w tamtym czasie zaczęliśmy tłumaczyć z angielskiego książki dotyczące psów polujących i pracujących, szczególnie tych które nas interesowały zaczynając od Hutchinson Dog Encyclopedia, która również znajdowała się w biblioteczce mojego ojca, pomiędzy setkami książek medycznych, które on jako chirurg i profesor uniwersytecki studiował niezmiennie.
Nasza miłość do psów była tak wielka, że podczas lata w Santa Isabel w naszym majątku zdołaliśmy pożyczyć, wykarmić i wyleczyć zatrważająco chudego psa pracowników, którzy zbierali plony w tym regionie. W czasie tych miesięcy oddaliśmy się leczeniu zwierząt, ich ran, czyszczeniem ich z pasożytów odkarmianiem ich i pod koniec sezonu, gdy ich właściciele wrócili ze zbiorów oddawaliśmy im ich psy w tak świetnej kondycji, że gdyby miały jakiekolwiek rodowody mogłyby z powodzeniem startować w wystawach. Wspominam o tych anegdotkach, pozornie nieistotnych, gdyż odzwierciedlają one naszą pasję dla najlepszego przyjaciela człowieka, pasję bez której nie jest możliwym stanięcie w obliczy wyzwania i odniesienie sukcesu, tak pełnego komplikacji, wręcz bólu, jakim jest próba stworzenia nowej rasy.
To był ten czas gdy mój brat Antonio opracował ideę stworzenia, poprzez krzyżowanie różnych istniejących ras – finalnie było ich 10 jak się później dowiemy – grupy psów zdolnych do polowania na naszych terenach i w naszych lasach, zdolnych ścigać zwierzynę i zabijać ją, a przynajmniej łapać i trzymać do przybycia myśliwego. Ta idea zrodziła się głównie z powodu porażki, jaką poniosło wiele europejskich ras psów myśliwskich, które w warunkach naszych rozległych terenów, wielkości i siły dzików oraz innych powodów, które wyjaśnię szczegółowo w innej książce mojego autorstwa, nie były zdolne wykonać zadania.
Wciąż pamiętam jakby to było wczoraj – a minęło już ponad 50 lat – dzień, w którym Antonio powiedział mi o swojej wizji i jego pomyśle by użyć psa znanego jako „Viejo Perro de Pelea Cordobes” (Starego Walczącego psa z Cordoby) jako bazy. Ten pies był potomkiem hiszpańskich mastifów przywiezionych do Ameryki przez kolonistów, które krzyżowano następnie z Bulterierami i innymi rasami psów do walk dla jedynego celu – walk psów. Koncepcja była taka by użyć niezmiernej odwagi i ducha walki tych psów jako bazy, dodając inne rasy, które mogłyby podnieść wysokość, dać dobry węch, szybkość, instynkt myśliwski i ponad wszystko wyeliminować u nich chęci walki pomiędzy sobą, instynkt, który sprawiał że były bezużyteczne w polowaniu w sforze. Chcieliśmy by były przyjazne i zdolne mieszkać z rodzinami i na farmach; tak by zachować odwagę prymitywnej rasy, ale skupić ją na przydatnym zadaniu: polowanie na grubą zwierzynę jako sport i jako sposób na kontrolę drapieżników.
I z uporem, który odziedziczyliśmy po naszych Hiszpańskich i Baskijskich przodkach (Nores Martínez, Garzón, Berrotarán, Bas) przystąpiliśmy do pracy. I mówię „my” bez fałszywej skromności, jako że od pierwszego dnia byłem u jego boku pomagając we wszystkim i całkowicie identyfikując się z celem, który wyznaczył dla nas. Stworzyć psa pożytecznego dla człowieka na bazie psa z Cordoby, tych wściekłych bestii skazanych na całe życie jarzma i łańcuch oraz bolesny dylemat zabić, czy dać się zabić.
Chciałbym tu zaznaczyć, tak jak zrobiłem to w mojej poprzedniej książce El Dogo Argentino, że uważam mojego brata Dr. Antonio Nores Martinez za prawdziwego twórcę rasy w jej aspekcie genetycznym, nawet jeśli nie zobaczył polującego Dogo o którym tak marzył w związku ze swą przedwczesna śmiercią. I uważam tak gdyż to on był tym, który zapoczątkował ideę i walczył o nią do końca swojego życia, wkładając w nią całą młodzieńczą pasję. Później, gdy został lekarzem włączył do tego całą swoją wiedzę o biogenetyce, fizjologii i anatomii, które były tak przydatne w procesie tworzenia rasy.
Jestem świadkiem jak porażka sprawiła, że zaczął walkę od nowa z nowym zapałem. Mając przed sobą sztuczki genetyki i niespodzianki napotykane po drodze nigdy nie poddał się, zawsze wracał w poszukiwaniu ścieżki wśród całego bałaganu przeszkód takich jak wysokość, kolor, kształt szczęki i wiele innych. Naukowiec wojownik, zdeterminowany i uparty, stający naprzeciw problemom wciąż od nowa, aż osiągnął zwycięstwo i jego doświadczeniem i sukcesem nauczył mnie cudownej lekcji tego, który wiedział, że jest zwycięzcą.
Renan: „ Tworzyć to zabić śmierć”; to dlatego zaznaczyłem w mojej poprzedniej książce, że mój brat Antonio stanie się nieśmiertelny w nadchodzących latach, poprzez szlachetne, polujące Dogo, które stworzył.
Nie mówię, że bronię go jako twórcy rasy, ponieważ nikt nigdy nie może w to wątpić, ale myślę, że jego praca musi być znana.
Ze swojej strony chciałbym dodać, że asystując mojemu bratu w początkach rasy i przez ponad pół wieku „tworząc Dogo”, patrząc, studiując i poprawiając ich anatomię, krzyżując z innymi rasami, polując z nimi od rzeki Pilcomayo aż po Andy, hodując setki i setki psów, spędzając życie z nimi, selekcjonując je i wysyłając na pięć kontynentów, będąc w kontakcie z wieloma wspaniałymi hodowcami tu i za oceanem i ucząc się z dumą o ich działaniach w krajach tak bardzo odległych jak Japonia czy Izrael czuję się upoważniony do tego by znać intencje mojego brata i tego co myślał o tym jakie powinno być Dogo Argentino.
Ta książka, która zawiera krok po kroku historię prawdziwego powstania rasy i komentarz wzorca jest dedykowana wszystkim entuzjastom i sędziom działającym w dobrej wierze, którzy chcą poznać jakie powinno być Dogo Argentino. Dla pozostałych, tych którzy krzyżują Dogo z Bulterierami by sprawić, że będą mniejsze i bardziej waleczne pomiędzy sobą ta książka nie jest przeznaczona, ale mogę zaoferować wam jedną radę: oddajcie się hodowli Bulterierów w którejś z ich dwóch odmian – białego lub kolorowego Bulteriera lub Staffordshire Bulteriera – ras, które zostały stworzone do ringu (bardzo szlachetne i odważne zwierzęta tak poza tym), tak byście mogli z satysfakcją dać upust swoim wulgarnym instynktom w ten sposób, jeśli to jest to czego chcecie, ale na Boga, nie niszczcie rasy, która została stworzona po wielu wyrzeczeniach po to by być przydatną człowiekowi!
Od 1937 roku budujemy w Patagonii z prawdziwym poświęceniem instynkt myśliwski Dogo, próbując w tym samym czasie wyeliminować skłonność do walki odziedziczoną po przodkach. W odwrocie kilka generacji walczących pomiędzy sobą Dogo da powrót (co z bólem już obserwowaliśmy) do bezużytecznego walczącego psa z Cordoby, zupełnie nie socjalnego względem swojego gatunku, szkodliwego przy zwierzętach gospodarskich i bezużytecznego jako psa myśliwskiego i stróżującego. Na szczęście w kraju i za granicą powstaje wiele grup sędziów i entuzjastów, którzy wiedzą czym jest Dogo i czym być powinno i używają go do polowania na grubego zwierza i do stróżowania. To bez wątpienia wpłynie korzystnie na nowe generacje i każda z nich będzie bliżej celu, który sobie postawiliśmy ponad 50 lat temu.
Widzieliśmy wiele prób polowych w Buenos Aires i La Pampa i byliśmy naprawdę pod wrażeniem odwagi pokazanej przez niektóre psy podczas starcia z dzikiem, pokazujących dyscyplinę w pokazach posłuszeństwa oraz atak i obronę na pokazach (pies obronny).
tłumaczenie: Ewa Ziemska
Rozdział II
„VIEJO PERRO PELEA CORDOBES”
Od samego początku mój brat I ja zgodziliśmy się, że bazą pod naszą nową rasę powinien być ten nieustraszony gladiator, którego widzieliśmy gdy walczył w Cordobie w czasach naszego dzieciństwa; psa który na szczęście wyginął, który nie miał żadnej innej przyszłości w życiu niż walka na śmierć na arenie.
Przywołuję je w pamięci i moje myśli przebiega wiele imion z przeszłości: Tom, Bull, Johnson, Dempsey; wszystkie z nich były własnością mojego wujka Oscara Martinez. Przez wiele lat trenowałem je, przede wszystkim Toma, który miał tak wielką siłę, że zazwyczaj ciągnął mnie tak, ze niemalże leciałem, gdy był na smyczy. Był tak silny, że dawaliśmy mu do noszenia taczki wypełnione piachem z domu naszego dziadka do strumienia 100 metrów dalej. I on nie ciągnął na uprzęży, ale na szerokiej obroży, co powodowało że miał bardzo potężna muskulaturę. Pamiętam też psa imieniem Caradura – ojca Tom’a – będącego własnością mojego innego wujka Rogelio Martinez; Roy należący do rodziny Deheza; Taitu należący do rodziny Villafane, krawców z Nueva Cordoba, którzy imponowali nam ich systemem szkolenia: kuszetki zwisające z sufitu z psami, a pomiędzy nimi Taitu, który zwykł gryźć i potrząsać pozostając zawieszonym w powietrzu przez kilka minut. Przywołuję też kilka innych: Pimienta, zwycięzca wielu walk będący własnością Pele Pena; Mancha będący własnością rodziny Bas; Maton i Tunney należące do mnie; Yarara należący do rodziny Dalves; i w końcu Tomsito, który należał do kuzyna Hector’a Martinez, jego legendarna odwaga sprawiła, że wygrał wiele walk w ringu. Oczywiście znaliśmy ich wiele więcej, ale ich imiona i imiona ich właścicieli zatarły się wraz z upływem czasu.
tłumaczenie: Ewa Ziemska
Rozdział III
POCZĄTEK NOWEJ RASY
Psy, które wspomniałem były podwalinami pod nasz projekt. Będąc tak młodym jak my byliśmy było bardzo ciężko zdobyć suki, miejsce w którym byśmy je trzymali, jedzenie i nadzorcę, jako że nasze trwające studia nie pozwalały nam osobiście zajmować się tymi najmniejszymi detalami.
Nasz wujek Oscar Martinez, któremu zawdzięczamy tak wiele za wszystko, co zrobił dla rasy, wydzierżawił nam wielkie podwórze, na które zaczęliśmy przyprowadzać suki, które zdołaliśmy uzyskać od przyjaciół i krewnych sympatyzujących z naszym projektem. Byliśmy w stanie zdobyć 10 suk w relatywnie krótkim okresie czasu, siostry i córki psów, o których wspomniałem wcześniej. Liczba ta rosła szybko, aż osiągnęła liczbę 30 matek.
Zdążyliśmy już zabezpieczyć miejsce, ale ciągle mięliśmy problem ze znalezieniem nadzorcy i zdobywaniem jedzenia. W tym czasie uczęszczaliśmy do liceum dziennego i mieliśmy tylko weekendy na chodzenie do laboratorium, które zapoczątkowaliśmy ponad 50 lat temu, taka długa i pasjonująca alchemia. Nauczyliśmy się, że „natura non facet saluts” i prawo Mendela zostało wypełnione, powoli ale pewnie.
Jak nauczył nas nasz ojciec, bazując na swym naukowym doświadczeniu, tworzenie nowej rasy jakiegokolwiek gatunku zwierząt to coś więcej niż tylko przypadkowe krzyżowanie, niektórych z istniejących ras; musisz brać pod uwagę serię praw genetyki, jak tych od mądrego mnicha Augustyńskiego, by odnieść założony cel. Nie możesz łamać prawa bez bycia ukaranym, jest to pierwotne, wieczne i niezmienne prawo natury.
„Rzymu nie zbudowano w dzień”, mówi stare Angielskie przysłowie i o tym przekonaliśmy się od samego początku. Wiedzieliśmy, że ścieżka, którą kroczymy będzie wyboista, długa, ciężka i pełna pułapek; wiedzieliśmy, że będzie wymagać wielu poświęceń z naszej strony i ze strony tych, którzy podążą za naszą pasją. Ale w naszych młodych latach, gdy mieliśmy po 18 lat wszystko wydawało się możliwe i ta młodość była wspaniałym napędem, który mieliśmy i który sprawił, że realizowaliśmy najbardziej żmudne cele.
Problem karmienia suk – czasem 30 lub więcej – był pilny; i mówię o sukach, bo nigdy nie mieliśmy więcej niż 2-3 samce, jako że sprowadzaliśmy je z zewnątrz kiedykolwiek tylko ich potrzebowaliśmy. Żywiliśmy je z naszych oszczędności, kieszonkowego, które nasza matka dawała nam w niedziele. Za te pieniądze kupowaliśmy wielkie sery (około 40 funtów każdy), które dostawaliśmy za 3$ każdy w starej mydlarni. Ten ser mieszany z innym jedzeniem tworzył całkiem przyzwoity posiłek. Ale prawdziwe rozwiązanie zostało nam podsunięte przez wielkodusznego i czcigodnego Hiszpana zwanego Merino, właściciela sklepu z kanapkami („El Buen Sandwich”). Ten człowiek był przyjacielem naszego ojca, który z tego, co wiem był lekarzem jego rodziny. Jednego dnia po tym gdy odwiedził naszą hodowlę był tak podekscytowany, że zdecydował się użyczyć nam kilku worków pełnych resztek z manufaktury kanapek każdej niedzieli. „Paliwo” potrzebne by nasza „fabryka” pracowała zostało zapewnione.
Problem znalezienia i zatrudnienia nadzorcy był również pilny, ale finalnie nasz ojciec ze swą charyzmatyczną dobrocią i typową troską dla wszystkiego, co było duchowo mądre rozwiązał dając fundusze na stosowne wynagrodzenie.
Byliśmy w stanie przy różnych okazjach mieć dwóch lub trzech różnych nadzorców. Finalnie, kiedy mój brat Antonio wyjechał na studia na Uniwersytet Rosario poznał tam Antonio Orelo, Hiszpana który pracował jako położnik w szpitalach i był zagorzałym pasjonatem psów.
Kiedy nie było mojego brata musiałem zarządzać hodowlą. Kiedy w końcu wrócił do domu przywiózł ze sobą Pana Orelo, który zaczął pracować w naszej hodowli. Wykonywał on swoją pracę w największej lojalności przez wiele lat. Później mój brat dał mu dwa akry ziemi i dom przy naszej willi Santa Isabel, gdzie później zmarł i gdzie jego żona i niektóre z jego dzieci wciąż mieszkają.
Stanowi to w największym przekonaniu, krótkie streszczenie sposobu, w jaki rasa zaczęła powstawać i jak rozwiązaliśmy – pomimo bycia bardzo młodymi – trzy największe problemy, które napotkaliśmy próbując spełnić marzenie mojego brata Antonio. Miejsce dla prowadzenia eksperymentu, ludzie nim dowodzący i jedzenie dla matek i miotów.
tłumaczenie Ewa Ziemska
Rozdział IV
RASY KTÓRE WZIĘŁY UDZIAŁ W PROCESIE FORMOWANIA DOGO ARGENTINO
Powstał nowy problem: które rasy powinniśmy wyselekcjonować i wrzucić do kotła w którym miał powstać cud narodzin nowej rasy polującej? Dziecięce marzenie, które miało stać się rzeczywistością dopiero po wielu latach zaciętej walki, kiedy Dogo Argentino został finalnie zaakceptowany jako rasa przez Sociedad Rural i Federación Cinológica Argentina (1964) i rok później przez Federación Cinológica Internacional (Belgia). Również Kennel Club Argentino (1973) oraz wszystkie związane z nim instytucje dołączyły do tego.
Podczas gdy studiowaliśmy różne rasy, które przemawiały do nas w największym stopniu byliśmy pod wrażeniem,- niemalże odrazu – Irlandzkiego Wilczarza. Wszystko co czytaliśmy, odnośnie jego wielkiego wzrostu, siły, szybkości i odwagi w walce z wilkami, przykuło naszą uwagę, zwłaszcza w książce „Chien a loupes Irlandais”. Tam po raz pierwszy przeczytałem poemat Williama Spencer’a w jego francuskiej wersji (przetłumaczyłem jego angielską wersję lata później na hiszpański). Byliśmy pod żywym wrażeniem tego co mówił:
En verité, c’etait un chien sans pair
La fleur de toute sa race
Si fidele, si brave: un agneeu a la maison
Un lion a la chasse.
Niestety po długich poszukiwaniach musieliśmy się poddać, gdyż okazało się, że nie ma ani jednego egzemplarza tej rasy w naszym kraju. Nawet dziś jedyne egzemplarze, które są osiągalne to potomkowie tych, które sprowadziłem z USA i Kanady wiele lat później, gdy wracałem do kraju ze stanowiska Ambasadora Argentyny. Ostatnio poinformowano mnie, że został sprowadzony z Anglii do Argentyny samiec przez Ambasadora Argentyny tego kraju Manuel’a Anchorena. Jest to bardzo kosztowna rasa. Kilka lat temu Dr. Hugo Miguel Arrambide przywiózł mi z Anglii doskonałą sukę, która zmarła w Esquel nigdy nie mając szczeniaków.
Następnie mój brat zdecydował się na użycie Doga Niemieckiego dla jego potężnego rozmiaru; Pointera dla jego węchu; Angielskiego Buldoga i Bulteriera dla ich odwagi i szczęk, Doga de Bordeaux i Boxera również dla ich odwagi jak i inteligencji i kształtu głowy; Mastifa Pirenejskiego – olbrzymiego psa górskiego – dla jego wielkości, białego umaszczenia, rustykalności i dobrego nosa. Tu również nie było ani jednego przedstawiciela Mastiffa Pirenejskiego w kraju, aż do czasu, gdy udało mi się je sprowadzić parę lata później.
Odnośnie Wilczarza Irlandzkiego – najwyższego psa świata – co odnosiło się do wszystkiego co o nim czytaliśmy, złote marzenie dla mnie i mojego brata – byliśmy w stanie użyć go dopiero dużo później, gdy życie rzuciło mnie w pozycję z której mogłem importować je do kraju jak już wspomniałem wcześniej. Chociaż w roku 1938 czy 39 zdobyłem mieszankę pomiędzy Dogiem Niemieckim i Wilczarzem, psem tym kryliśmy będące formą przejściową suki Dogo w Esquel i później w Cordobie.
By rozjaśnić historię będziemy rozpatrywać rasy z osobna.
tłumaczenie Ewa Ziemska
Rozdział V
BULTERIER, BOKSER, MASTIFF I BULLDOG
To były rasy, które uformowały Viejo Perro Pelea Cordobes. Do takiej konkluzji ja i Antonio doszliśmy po wielu godzinach rozmów z „Criollos” i potomkami Hiszpanów, którzy włóczyli się za walkami psów. Mastiffy zostały sprowadzone przez Hiszpan, którzy lubili i dopingowali walki psów w ubiegłym wieku, a nawet wcześniej. Dowód tego leży w fakcie, że były one używane w podboju Ameryki by tropić Indian, a także w wojnie konkwisty.
W USA na Kubie i w Brazylii były używane, aż do ubiegłego stulecia do polowania na niewolników, którzy próbowali odnaleźć swoją drogę do wolności. Pod tym względem Dr. José Antonio Güemez, profesor historii i filozofii na Uniwersytecie Buenos Aires, La Plata i Mar del Plata zaznaczył w swojej książce „Apuntes de Historia Americanística”:
„Kolejną wielką przewagą konkwistadorów były psy. Nieznane Indianom ze względu na wielkość i wściekłość, niektóre z psów zapisały karty zwycięstwami i horrorem. W raz z nadejściem Corteza – pisze Sahagun – gończe które sprowadzili siały wielki postrach, były wielkie o otwartych pyskach, wiszących językach, kolczatych obrożach i przerażały każdego, kto je zobaczył. Imiona tych najbardziej znanych to – Becerillo, Leoncicio, Bruto – zachowały się dzięki kronikarzom, a niektóre z ich wyczynów opowiadały o niesamowitych wyczynach. Dlatego też dostawały żołd, czasem nawet większy niż halabardierzy – tak dzięki swej inteligencji jak i dzięki okrucieństwu. W kronikach nazywa się je Alaunt. Po jakimś czasie prowadziłem dochodzenie, próbując wydobyć prawdziwą wizję psa, którego Hiszpanie zabrali ze sobą na konkwistę i który przerażał Indian tak bardzo. Zagdaka – która trapiła mnie przez wiele lat – została rozwiązana włoskie manuskrypty z 1445 roku i później, w których znajdowały się obrazy z wojny i znajdował się też opis psa przedstawiającego Alaunta wyposażonego w specjalną zbroję i plecak pełen broni. Tego psa puszczano w pełnej wściekłości przeciwko kawalerii. Kształt i detale tego Alaunta są bardzo zgodne w każdym calu z tymi należącymi do Dogo Argentino, który został stworzony po wielu krzyżówkach przez pasję i miłość rodziny Nores Martinez. Można więc powiedzieć, że genetycznie było możliwe zrekonstruowanie typu psa, który uznany był za wymarły.”
Nie ma, więc wątpliwości, że Mastif istniał w naszym kraju i w zasięgu Cordoby od czasów kolonizacji i jest to przyjęte przez renomowanego historyka.
Bokser, Bulterier i Buldog Angielski dodane do ich krwi pod koniec ubiegłego wieku były początkiem ich aktualnej wersji.
Gdy zaczęliśmy krzyżować rasy by uformować nowego psa te trzy rasy Bokser, Bulterier i Buldog były stosunkowo popularne w Cordobie i było nam łatwo zdobyć osobniki czystej krwi by dodać je do probówki. Pamiętam jednego Bulteriera nazywanego Centauro, którego Major Sebastian Baltazarre przywiózł z La Plata. Gdy musiał wyjechać do Urugwaju w 1930 roku z powodów politycznych jego żona dała mi tego psa, który pozostał finalnie na zawsze w naszych rękach. Pokrył on kilka suk z naszej hodowli. Pani Fanny Howard Baltazarre zawsze pozostawała z nami w kontakcie listownym jako, że mocno kochała tego psa. Centauro miał atletyczną budowę i był znacznie wyższy niż Bulteriery, które obecnie widujemy.
Mój brat zdołał zdobyć kolejnego Bulteriera, którego nazwaliśmy Donkey, a którego imię rodowodowe brzmiało Don Quijote de La Mancha; użyliśmy go przy rożnych okazjach jako reproduktora w naszej hodowli. Była też dolewka krwi głuchego Bulteriera, którego użyliśmy ze względu na jego ponadprzeciętną odwagę, ale katastrofalne konsekwencje tego czynu fatygowały nas przez wiele lat.
Kilka Bokserów kryło suki będące krzyżówkami pomiędzy Viejo Perro Pelea Cordobes i Pointerami, Buldogami lub Bulterierami. Szczególnie pamiętam jednego, bardzo odważnego, należącego do naszego krewnego Dr. Juan C. Cafferata (Jr.), który zamieszkał z nami gdy jego rodzice wyjechali do Buenos Aires pełnić obowiązki polityczne. Dr. Cafferata miał psa mieszkającego na podwórku jego dziadka i używał go do walk. Jako, że był on tak odważny użyliśmy go do hodowli. Inny bokser, który miał zasłużony wkład w formowanie się rasy należał do naszego wuja Dr. Enrique Martinez. Gdy został wybrany na gubernatora Cordoby w 1928 roku, a później na vice-prezydenta kraju po śmierci Beiró, osiadł w Buenos Aires, więc zdecydował się by zostawić nam swojego Boksera. Po tym psie doczekaliśmy się kilku miotów. Oba Boksery były znacznie wyższe i silniejsze niż te stylizowane osobniki, które widujemy aktualnie na ringach wystawowych.
Prawdopodobnie i inne Boksery miały wpływ na nasze Dogo w tamtym czasie, ale naprawdę nie jestem w stanie przywołać już ich imion ani pochodzenia.
Po tym przepiekany Bokser z Neuquén został użyty kryjąc kilka suk Dogo, ale to należy do drugiej i ostatecznej ery Dogo, już po śmierci mojego brata, kiedy to rasa wymarła ze wszystkich powodów w Cordobie i musiałem rekonstruować ją w Patagoni używając osobników, które mój brat przywiózł mi przed rokiem 1955 i tych, które zabrałem do Esquel i innych miejsc Argentyny od 1937 roku.
tłumaczenie Ewa Ziemska
Rozdział VI
BULDOG ANGIELSKI
Użyliśmy w hodowli tylko kilku przedstawicieli tej rasy, przede wszystkim, dlatego, że były już częścią Viejo Perro Pelea Cordobes, a także, dlatego, że dawały prognatyzm i niki wzrost u naszych psów.
Należy podkreślić, że od pierwszego momentu mój brat i ja byliśmy pewni, że nasz pies musi mieć dobrą wysokość. To był główny powód użycia trzech olbrzymich ras: Doga Niemieckiego, Wilczarza Irlandzkiego i Mastifa Pirenejskiego. Jak tylko zauważaliśmy, że nasze Dogo są zbyt niskie, włączaliśmy któregoś z olbrzymów. Niezależnie od niedogodności wspomnianych powyżej, krew Buldoga dawała potężną szczękę i tendencję do waleczności, pomiędzy innymi charakterystykami tej zacnej rasy.
Pamiętam jednego z pierwszych Buldogów, którego użyliśmy, pręgowanego z bardzo dobrym rodowodem, będącego własnością Chacabuco Boulevard. Był on przyjacielem mojego brata i wypożyczył nam tego psa kilka razy. Mieliśmy go na kryciach pod warunkiem, że zwrócimy go jeszcze tego samego dnia. Był to groźny pies i wydawał nieprzyjazne charknięcie gdy oddychał. Oddzielenie go od suki w cieczce było zadaniem godnym tytanów. Był on wyjątkowym przedstawicielem swojej szlachetnej rasy.
Następnie zabrałem Buldoga do Cordoby; był on importem z Anglii przywiezionym przez Dr. Jose Arce, którego dostałem w prezencie. Nazywał się on Churchill John Bull; był biały i był typowym przedstawicielem swojej rasy, dobrego usposobienia i łagodnym. Później przywiozłem jeszcze jednego Buldoga do Cordoby, którego zostawiłem bratu jako, że byłem zajęty moją karierą prawniczą w Capital Federal. Kupiłem tego psa od Benito Demaria, znaczącego hodowcy, który w trakcie wielu lat był jedynym prezentującym Buldogi na wystawach Kennel Club i Sociedad Rural. Ten pies również był biały.
Finalnie był jeszcze jeden, ostatni biały Buldog, nie tak czystej rasy, zwany Boy i krył on niektóre z naszych suk. Został nabyty przez mojego brata, ale nie pamiętam już ani jego pochodzenia, ani poprzednich właścicieli.
To pokazuje cztery różne linie Angielskich Buldogów płynące w żyłach naszych Dogo, nie zapominając też o tym co już płynęło z krwi Viejo Perro Pelea Cordobes.
tłumaczenie Ewa Ziemska
Rozdział VII
DOG NIEMIECKI
Pierwszym Dogiem Niemieckim, który zaczął kształtować Dogo był Ney należący do mojego ojca. Był synem Sultana, należącego do Gastón Degoy, który miał mały hotel w Santa Rosa de Rio Primero (Cordoba) gdzie mój ojciec i ja mieliśmy zwyczaj zatrzymywać się podczas polowania na kuropatwy. Matką Ney’a była Tigresa de Basquerville należąca do naszego wujka Rogeilo Martinez, miała dobry rodowód. Była typowym przedstawicielem rasy swoich czasów, pręgowana. Sultan był arlekinem, niezbyt wysokim, ale mieszczącym się w normach wzorca. Nie wiem czy miał on rodowód czy nie.
Korzystaliśmy też z usługi krycia innego Doga arlekina imieniem Prince, należącego do naszego kuzyna Dr. Rodolfo Martinez, który później został Ministrem Edukacji przed OEA.
Innym Dogiem arlekinem, którego użyliśmy był Fox, największy Dog jakiego kiedykolwiek widziałem w życiu, zarówno tu w kraju jak i zagranicą. Ten pies należał do Carlos Cuadro del Viso i był synem pary importowanych przez „człowieka z Niemiec” – jak o nim mówiliśmy, nie wiem już nawet dlaczego – psów. Ten człowiek przez jakiś czas był dyrektorem ZOO w Cordobie.
Później, gdy wróciłem do domu z długiej podróży po świecie Pan Cuadros był tak miły, ze dał mi psa, którego wziąłem następnie do Formosa, gdzie żyłem i mieszkałem przez jakiś czas w związku z pracą. Ten pies przywiązał się do mnie tak mocno, że zaczął być nawet nieprzyjazny w stosunku do swoich właścicieli. Było to zrozumiałe, gdyż często zabierałem go na długie spacery do parku albo na krycia. Finalnie w 1937 roku zabrałem go ze sobą do Esquel gdzie zostałem awansowany na Prokuratora Okręgowego. Zabrałem też ze sobą kilka suk Dogo, Pointerów i innych, które służyły jako baza pod Dogo z Chubut. Mój brat przywoził mi coraz to nowe egzemplarze w swoich podróżach do Esquel. Podczas jednej z tych podróży przywiózł mi sukę Doga Niemieckiego imieniem Countess. Mam wiele jej zdjęć, na niektórych jest z Bernardynem (Cadet) ciągnąc psią sannę z moją mała córką oglądającą krajobrazy pokryte śniegiem w pięknej Andyjskiej wiosce w trakcie zimy.
Countess, Fox i Wilczarze Irlandzkie były odpowiedzialne za przyzwoitą wysokość Dogo z Esquel. Countess dała nam wiele miotów i zmarła w sędziwym wieku w górach.
Użyliśmy też jeszcze innego Doga arlekina z rodowodem, krył on kilka z naszych suk. Należał do Juan Minetti (Jr.) który wypożyczył go nam przy kilku różnych okazjach. Lata później dzięki uprzejmości Ludi Ranochia z Castex, La Pampa oraz mediacji Enrique Nervi, nabyłem niesamowitego psa arlekina imieniem Noble, którego zacząłem używać w hodowli gdy Dogo z Esquel zaczęły tracić wysokość i masę. Ten pies dawał małą białą plamkę na oku u niektórych ze swoich dzieci, na wyeliminowanie czego potrzebowałem później kilku generacji. Ale jego wysokość i ponad wszystko moc były bardzo przydatne w trakcie rekonstruowania rasy, jak będzie można zobaczyć w jednym z kolejnych rozdziałów.
Dog Niemiecki miał też nie bezpośredni wpływ we wczesnym formowaniu się rasy. Miało to udział przy dwóch psach: jeden był krzyżówką pomiędzy Dogiem Niemieckim a Wilczarzem, należał do rodziny Ricciardi. Drugi około roku 1935 to słynny Yarara „prawie Dogo”, który był tak wysoki, że oczywistym było to, że miał w swoich żyłach krew jednej z olbrzymich ras. Yarara miał ponad 30 cali wzrostu i był ciężki. Ciągle posiadał wiele charakterystyk Viejo Perro Pelea Cordobes, ale jego biotyp należał do tego prawdziwego Dogo Argentino. Należał do Raul Dalves oficera policji w Esquel od 1935 roku, który nabył go od mojego brata Antonio. Na marginesie Dalves był tym, który zachęcił mnie by przenieść się z Esquel do Famosy i kontynuować tam moją karierę prawniczą, co stało się w 1937 roku. Następnie zostałem Prokuratorem Okręgowym w tym cudownym mieście, gdzie spędziłem ponad połowę mojego życia. Moja przyjaźń z Delves’em przetrwała w czasie razem z uczuciem, którym obdarzyłem jego dzieci i wnuki.
Yarara był jednym z kamieni węgielnych pod rasę w Esquel. W ten sposób oddaję hołd wielkiemu myśliwemu polującemu na dziki, który miał tak niezwykłą siłę, wysokość, wagę i wytrzymałość dodatkowo wzmocnione przez długie gonitwy przez góry i doliny. Krył wiele z naszych suk, pomiędzy nimi Ibote, Bugati, Ñata, Paloma. Zmarł w bardzo późnym wieku w Rawson i jest pochowany w miejscu w którym teraz stoi komenda policji.
tłumaczenie Ewa Ziemska
Rozdział VIII
POINTER
Jednym z pierwszych Pointerów, których dodaliśmy do rasy był Zug de Tregroas, importowany z Francji przez inżyniera Miguel’a Arrambide około roku 1927, razem z suką zwaną Hantippe de Saint Fargot. Arrambide sprezentował je mojemu ojcu, którego był przyjacielem. Był również naszym przyjacielem; gentlemanem w sporcie i w życiu; legendarną postacią z Cordoby, o której zachowałem najlepsze wspomnienia. Dołączał do nas w niezapomnianych polowaniach na kuropatwy w polach Cordoby, na południe od Santiago del Estro i Santa Fe. Te Pointery, które kosztowały go mała fortunę przywiozły ze sobą tytuły Francuskich i Europejskich Championów, zarówno piękności jak i pracy. Osobiście polowałem z Hantippe przez wiele lat.
Korzystaliśmy także z usług krycia Pointera imieniem Crack, maści czekoladowo-białe, syna wspomnianej pary należącej do Arrambide. Korzystaliśmy też z Championa maści czarno-białej i psa imieniem Cup biało-czekoladowego, z którym mój ojciec i niektórzy bracia polowali przez wiele lat. Psy te były zarejestrowane w Sociedad Rural Argentina. Dr. Rafael Magnelli Ferrari, znany miłośnik i hodowca pointerów, który zrobił wiele dla tej rasy, wymienił z moim ojcem na syna wspomnianej pary szczeniaka, syna Dados Pigal i Mora; dwóch psów importowanych przez niego. Ten pies również został włączony przez nas do hodowli w trakcie formowania rasy, a lata później Dr. Magnelli Ferrari – założyciel magazyny „La Diosa Cazadora”, który później ewoluował w magazyn „La Diana” – dał mojemu ojcu syna You de Grand Charmon, Francuskiego Champion importowanego przez niego. I tego psa również wykorzystaliśmy z moim bratem w naszym kotle hodowlanym.
Dużo później wykorzystaliśmy krew niemalże całkowicie białego Pointera, którego dostałem od Julio Alberto, który wysłał go mi do Esquel w prezencie.
W 1937 roku mój brat przyprowadził do Esquel doskonałego Pointera, imieniem Tom, który był synem Diany wysłanej do mojego ojca do Cordoby przez Dr. José María Cullen. Diana była córką Lorda, psa który wygrał kilka polowych konkursów pracy i wystaw piękności i który był uważany za jednego z najlepszych Pointerów tego czasu w kraju. Tom dał nam wiele miotów o doskonałym węchu i oddaję mu zaszczyt za doskonałe charaktery Dogo, które odkryłem, gdy osiadłem w Esquel 20 lat później. Te psy, pomimo moich nieustannych podróży do Esquel i ciągłego kontaktu były rezultatem naturalnej selekcji, wymuszonej przez surową pracę w górach, niesprzyjający klimat, ciężkie i nawet brutalne życie które wiodły, śnieg i oblodzone rzeki które przepływały, kły dzików i pazury pum. Ta naturalna selekcja jest niezastąpionym składnikiem, który szedł razem z pracą człowieka. Bez wątpienia Pan Solanet nie stworzył by swojego wspaniałego konia „Criollo” gdyby nie był wspomagany surowym klimatem, takim samym który wykuł nasze Dogo.
To w skrócie są różne linie należące do najlepszych Pointerów, które użyliśmy do formowania naszych Dogo.
tłumaczenie Ewa Ziemska
Rozdział IX
WILCZARZ IRLANDZKI
Jak wspomniałem wcześniej ten pies reprezentował dla mnie i mojego brata „non plus ultra’ wszystkich ras. Podziwialismy go i czytalismy o nim w książce Le Bon de Vaux, która finalnie zamienił się w biblię wiedzy na temat psów. Mieliśmy obsesję na punkcie zdobycia psa tej rasy, ale pomimo wyczerpania wszystkich naszych źródeł, pisania do Kennel Klubu, Sociedad Rural Argentina i przyjaciół z różnych miejsc nie natrafiliśmy na ich ślad w kraju. Wyglądało na to, że nikt nigdy nie wprowadził żadnego z nich na ziemie Argentyny, a miał na to zapewne wpływ fakt że były bardzo kosztowne.
Pewnego razu, gdy jeździłem na nartach na górze Otto w Bariloche – Katedra nie była jeszcze w użyciu – zaprzyjaźniłem się z Dr. Antonio Parodi Cantilo mężem Alicji Lalor która była właścicielką hotelu Tunkelen w sąsiedztwie Llao-Llao, później wywłaszczonego przez rząd. Ojciec Alicji Lalor był właścicielem kilku nieruchomości w południowej Cordobie (General Viamonte i Laboulaye) tam gdzie mój ojciec, Arrambide i ja mieliśmy zwyczaj polować każdej zimy na czerwone kuropatwy, które występowały tam w fantastycznych ilościach. Wkrótce dowiedziałem się, że para miała wyjechać do Europy na wycieczkę, a jak wiedziałem byli entuzjastami psów rasowych, więc zachęcałem ich by kupili samca Wilczarza Irlandzkiego, który był naszym złotym snem. Zdarzył się zbieg okoliczności na moją korzyść: Alicja Lalor miała Irlandzkie pochodzenie i będą odwiedzać Irlandię. Kiedy w końcu wrócili mieli ze sobą sukę imieniem Diana i nawet jeśli to nie do końca było tym czego się spodziewaliśmy, był to niewątpliwie krok do przodu.
Jako, że nie było żadnych samców w kraju, zdecydowali się pokryć ją samcem Doga Niemieckiego będącego własnością Pana Luis Ricciardi. Śledziłem poczynania dwóch synów z tego skojarzenia: Nahuel, należącego do Pana Luis Ortiz Basualdo i Don Patricio, należącego do Księcia Jones. Oba psy dorastały w majątkach u wybrzeży jeziora Nahuel Huapi w regionie, który jest granicą półwyspu Huemul, Nauquen. Osiągnęły wyśmienity wzrost, szczególnie Don Patricio, który był imponującym egzemplarzem; a oba stały się wyśmienitymi myśliwymi poddając w końcu swoje życie polowaniom na dziki w górach. Luis Ortiz Basualdo, który tak jak i jego córka i wnuki, był moim serdecznym przyjacielem, wypożyczył mi swojego Nahuel, którego zabrałem do Esquel i używałem do krycia różnych suk Dogo, z czym wprowadziłem przynajmniej 50% krwi Wilczarza Irlandzkiego. Później wypożyczył mi go jeszcze raz i wysłałem go do mojego brata w Cordobie gdzie pozostał przez kilka miesięcy kryjąc różne suki i poprawiając w tym czasie istniejący i pożądany już biotyp. Później zwróciliśmy Nahuel’a jego właścicielowi i jak się okazało krótko po powrocie poszedł on na polowanie gdzie został zabity przez jednego z dzików.
To była pierwsza krew Wilczarza Irlandzkiego, która została dodana w procesie kształtowania Dogo Argentino, bezspornie nie czysta.
Lata później zostałem sędzią w Buenos Aires i przeprowadziłem się do wielkiego domu z olbrzymim ogrodem w Palermo Chico na skrzyżowaniu ulic Juez Tedin i Bustamante. Zabrałem ze sobą parę Wilczarzy Irlandzkich, które zostały sprowadzone z USA i wcześniej należały do Natalio Botana. Pan Botana zmarł, a ja zdołałem zdobyć psy poprzez jednego z jego synów. Finalnie nasz długo goniony sen stał się rzeczywistością. Mój brat przysłał mi kilka suk Dogo, które były kryte psem Max de Wopourmil – tak miał na imię – a sukę pokryłem psem Dogo zwanym Pancho, który również został przysłany z Cordoby przez mojego brata. Te mioty z wyjątkiem jednego szczeniaka, który został zabrany na Ekwador przez Attaché Kultury, krajowej ambasady Dr. León trafiły w ręce mojego brata w Cordobie. Oba Wilczarze Irlandzkie są zarejestrowane w Federación Cinológica Argentina.
Wiele lat później, kiedy zajmowałem się robotą papierkową związaną z importem dwóch Wilczarzy w American Kennel Club Nowego Yorku, byłem zapytany o to czy wiem coś o psach Botana. Poinformowałem ich, ze miałem je przez jakiś czas i że oba z nic już nie żyją. Roztropnie nie powiedziałem im jak ich używałem, jako, że wśród takich hodowców było by to wielkim nietaktem i obrazą krzyżować takie psy z innymi rasami.
W roku 1948 podróżowałem z Nowego Orleanu gdzie studiowałem na Uniwersytecie w Tulane do Nowego Yorku i chciałem kupić kilka tych psów lub przynajmniej samca, ale odkryłem że było to bardzo trudne, a oficjalny koszt zakupu psa tej rasy był poza moim zasięgiem. W międzyczasie mój brat zaczynał się martwić gdyż nasze Dogo być może na skutek inbredu zaczęły tracić wysokość, którą uważaliśmy za kluczową gdyż Dogo w swej esencji miał być psem do polowania na grubą zwierzynę, stworzonym do walki z dzikimi zwierzętami wiele większymi od niego. Antonio ponaglał mnie, więc bym spróbował zabrać do Argentyny samca Wilczarza lub przynajmniej Mastifa Pirenejskiego, tego białego olbrzyma z gór Pirenejskich, którego tak podziwialiśmy.
Skontaktowałem się z kilkoma przyjaciółmi, wśród nich z Dr. Frederik Reiter, który zabrał mnie do hodowli Pani Butcher. Wygrała trofeum z Mastifem Pirenejskim na wystawie w Westminster, wielkim pokazie, który ma miejsce każdego roku w lutym w Madison Square Garden w Nowym Yorku. Będąc tam kupiłem parę Mastiffów Pirenejskich, których krew popłynęła w żyłach Dogo o czym opowiem w odpowiednim rozdziale.
W końcu życiowe wzloty i upadki pozwoliły mi nabyć parę Wilczarzy Irlandzkich, które stanowią 4ta i 5tą linię krwi psów tej rasy, mającą wpływ na rozwój Dogo.
Przeznaczenie sprawiło, że porzuciłem na kilka lat karierę sadowniczą i zrezygnowałem z pozycji Prezydenta Federalnego Sądu Apelacyjnego w Capital Federal by zostać Ambasadorem Argentyny w Kanadzie. Wkrótce po tym kupiłem parę Wilczarzy po rodzicach Championach i je same tez uczyniłem Championami. Samiec Gelert od Tipperary był proklamowanym Interchampionem jako, że został Championem Ameryki i Kanady. Suka Sheelagh Allana of Ottawa, która była młodsza została Championem Kanady. Oba psy były niezwykle piękne i były zarejestrowane w Federación Cinológica Argentina biorąc udział w kilku wystawach gdzie zawsze przykuwały uwagę swym arystokratycznym wyglądem. Wygrały trochę nagród tak samo jak i wiele z ich czystej krwi rodowodowych dzieci. Niektórzy z ich potomków wciąż przemierzają Patagonię.
Na koniec tego rozdziału chciałbym pokazać dane z Harp and Hound oficjalnego magazynu Wilczarza Irlandzkiego w Ameryce, które dowodzą wysokiej wartości psów jakie sprowadziłem.
Gelert krył różne suki w Cordobie – gdzie pozostawałem przez rok po powrocie z Kanady – a gdy osiadłem w Santa Rosa zabrałem je ze sobą. Swoich dni dokonały w Esquel, kryjąc różne suki Dogo. Ich czystej krwi potomstwo pokazywało dobre rezultaty polując na guanako i nandu (Amerykański struś); nie były dobre w polowaniu na dzika, pumę i rudego lisa, co opisuję bardziej szczegółowo w mojej poprzedniej książce o Dogo.
W 1952 roku, vol.III, N°2, w wiosennego wydania magazynu Harp and Hound, na stronie 48 pod nagłówkiem „Harpings…” znajduje się artykuł napisany przez Panią Margaret L. Fess, gdzie mówi ona w następujących słowach o psach, które kupiłem w USA i zabrałem do Kanady: „ Dwa gończe nabyte przez Argentyńskiego ambasadora w Kanadzie to Gelert of Tipperary, syn amerykańskiego Championa Cyllikity of Ambleside i suki Championki Rathain Lorna of Ambleside; oraz Sheelagh Allana of Ottawa córka Championa Corina of Enfelcarne”. Trzy lata później w numerze .VI, N°1, zimowego wydania 1955 roku na stronie 12 Pani Fess pisze:
„Oba gończe Dr. Nores Martinez dzielą krew z dwoma najbardziej znanymi Amerykańskimi championami. Champion międzynarodowy Gelert of Tipperary jest miotowym bratem suki Championki imieniem Trelee of Ambleside, która została wybrana gończym roku, dwukrotnie zdobyła Best in Show i była najlepszym Wilczarzem na ostatniej wystawie specjalistycznej, a wszystko to w roku 1954. Sheelagh Allana of Ottawa to siostra miotowa Championki Makilacudy, która była wybrana Najlepszą z Rasy na ostatnich 3 wystawach w Madison Square Garden.”
To oznacza, że oba Wilczarze Irlandzkie, których krew wykorzystaliśmy w procesie tworzenia naszego Dogo Argentino są nie tylko synami Championów i Championami samymi w sobie, ale mają też rodzeństwo miotowe, które stało się najlepszymi psami w Stanach.
To poświadcza naszej determinacji by użyć z każdej rasy najlepszych możliwych linii niezależnie od przeszkód i wydatków.
tłumaczenie Ewa Ziemska
Rozdział X
DOGUE DE BORDEAUX
Ta rasa również przykuła naszą uwagę, po przeczytaniu jej opisu i tego jakie są ich zdolności zdecydowaliśmy się na wypróbowanie ich w naszej twórczości.
Problem przed, którym stanęliśmy był już niemalże standardowym, czyli znalezienie ich w Argentynie. Szczęście znów nam dopomogło. Mój ojciec posiadał majątek w Falda del Carmen, blisko Alta Gracia, posiadłości, którą odziedziczyłem wiele lat później po jego śmierci. Człowiekiem, który nią zarządzał był Polak nazywany Nicolás Milkevich, który w tamtym czasie, mieszkał sam w małym domu na terenie posiadłości. Był on uchodźcą I Wojny Światowej, a jego rodzina pozostała w Europie; kilka lat później mój ojciec zdołał sprowadzić ich do Argentyny dzięki oficjalnym układom.
W trakcie sezonu na kuropatwy mieliśmy zwyczaj chodzić każdej niedzieli na polowania; wydawało się, że ptakom nie ma końca w tych czasach. Przy jednej z okazji, przybyliśmy raczej wcześnie i gdy doszliśmy do domy Pana Nicolasa zobaczyliśmy martwą dorosłą pumę zwisającą z drzewa karobowego w pobliżu młyna. W pobliżu wygrzewając się w słońcu leżały dwa słusznych rozmiarów psy o olbrzymich głowach i śladach świeżo stoczonej walki takich jak rozerwana skóra i cieknące stróżki krwi. Zaczęliśmy pytać naszego ojca czy wie, jakiej rasy psy mamy przed sobą, a on bez wahania odpowiedział, że to muszą być Dogi de Bordeaux jako, że są identyczne z tymi, które widział w Europie, a szczególnie we Francji na wystawach psów i w domach rodzinnych gdzie były używane jako psy stróżujące.
Tak szybko jak tylko wróciliśmy do Coroby zaczęliśmy szukać informacji w naszych książkach. Te poszukiwania utwierdziły nas w przekonaniu, że ojciec miał rację, jako że fotografia w artykule była dokładną kopią tych dwóch psów, zwłaszcza głowy.
Nie muszę mówić, że następnej niedzieli, jak tylko dotarliśmy na ranczo zapytaliśmy Pana Nicolasa o szczeniaka, którego już wkrótce mogliśmy zabrać do domu gdyż suka była w tym czasie ciężarna. Wzięliśmy go do naszej willi Santa Isabel. Już tam otrzymał on od mojego ojca imię Kaizer i służył w roli stróża przez wiele lat. Braliśmy go również na nasze podwórze przy różnych okazjach żeby krył nasze początkowe suki Dogo.
Pan Nicolas miał również z pozoru czystej krwi Bulteriera lub Viejo Perro Pelea Cordobes, sukę która zawsze była na smyczy gdyż odznaczała się agresywnością w stosunku do zwierząt gospodarskich. Pokryliśmy ją Dogiem de Bordeaux, a potem wzięliśmy szczeniaka psa dla naszych celów.
Następnie podczas moich podróży za granicę, zwłaszcza do Francji gdzie miałem możliwość zobaczenia wielu Dogów de Bordeaux miałem już pewność, że tamte egzemplarze były niemal czystej rasy nawet, jeśli nie mogę stwierdzić czy miały rodowód czy nie. To, co o nich wiedzieliśmy to, to że zostały nabyte od Francuza, który mieszkał w Alta Gracia przez jakiś czas i który przywiózł je tam z Buenos Aires. Najwidoczniej, gdy opuszczał Alta Gracia dał je Panu Nicolasowi. Kilka lat temu miałem przyjemność oglądać w Paryżu, na Placu Pigalle starszego człowieka spacerującego każdego popołudnia z pięknym przedstawicielem tej rasy, który przypominał mi naszego, Kaizera tak kochanego przez ojca.
Dogue de Bordeaux dał nam dobre głowy i silne szczęki, tak samo jak dobrą wysokość, jednakże przekazywały one również żółtawe zabarwienie sierści, bardzo trudne do wyeliminowania w związku, z czym mój brat używał ich zachowawczo w kryciach. Ale nie ma wątpienia, że rasa ta przyczyniła się do powstania Dogo Argentino.
tłumaczenie Ewa Ziemska
Rozdział XI
MASTIF PIRENEJSKI
Jak wspomniałem w jednym z poprzednich rozdziałów, kiedy nie udało mi się sprowadzić z USA Wilczarzy Irlandzkich poznałem Panią Marjorie Butcher i przywiozłem od niej dwa piękne, czystej krwi szczeniaki Mastifa Pirenejskiego po rodzicach Championach.
Nazywały się Cote de Neige Van du Nord i Cote de Neige Pavanne, ale zdecydowaliśmy się wołać na nie Napoleon i Josefina by było łatwiej. Zabrałem je ze sobą, gdy wracałem do kraju i zarejestrowałem w Federación Cinológica Argentina, były one pierwszymi przedstawicielami tej rasy przybyłymi do Argentyny. Lubiliśmy je bardzo ze względu na ich znakomity węch, wielkość, temperament i rustykalność. Odnośnie ich zmysłu powonienia przywołam epizod, którego świadkiem byliśmy i który sprawił, że mój brat Antonio stał się wielkim entuzjastą tych mastiffów. Wracaliśmy z domu rodziców do mojego, który budowałem 1km dalej w naszej Santa Isabel. Towarzyszył nam Napoleon. Nagle pies zaczął węszyć jak Pointer czy Setter za kuropatwą, a później rzucił się w stronę drzewek owocowych. Pomyśleliśmy, że musiał tam być zając, ale w kilka sekund po tym jak pies znikł nam z oczu za drzewami i pastwiskami usłyszeliśmy jego szczekanie, a także krzyk człowieka. Pobiegliśmy w tym kierunku i zobaczyliśmy młodego mężczyznę przypartego do brzoskwini przez mastiffa, próbującego odgonić psa torbą w połowie wypełnioną rzeczami, które ukradł, błagającego nas byśmy odwołali psa. Na szczęście nie został jeszcze ugryziony. Oczywiście puściliśmy go wolno z jego brzoskwiniami, mówiąc mu że gdyby następnym razem miał na nie ochotę, będzie lepiej gdy przyjdzie i poprosi, gdyż mieliśmy zawsze w zwyczaju dawać owoce dzieciom, które codziennie przychodziły do naszego domu. Jedynym z najsłodszych wspomnień mojego dzieciństwa jest to gdy moja matka rozdawała owoce wśród ubogich ludzi z okolicy.
Wracając do głównego tematu. Kryliśmy wiele z naszych wstępnych suk Dogo Mastiffem Pirenejskim. W tym czasie opuściliśmy już podwórze mojego wujka, które użytkowaliśmy i usytuowaliśmy hodowlę w majątku mojego ojca w południowo zachodniej części Santa Isabel. Nazywaliśmy je „Puesto de Adé” w odniesieniu do pracownika, który tam żył w dawniejszych czasach. Po pokryciu różnych suk i daniu nam doskonałych miotów, pies Mastiff zmarł; suka Mastiffka zmarła rok wcześniej. Zabrałem kilkoro z ich potomków do La Pampa, a później do Esquel. Piri był dobrą krzyżówką i żył wiele lat w posiadłości zwanej „El Refugio” należącej do Edelmiro Ardohain w Dobles, La Pampa. Pozostawił nam wiele doskonałych szczeniąt. Rozdałem po okolicy psy z podobnych krzyżówek; wspaniałe Dogo, które dziś można spotkać w wielu z tych miejsc, duże, będące wspaniałymi myśliwymi i niektóre z nich mające stosunkowo długą sierść co jest śladem po ich pochodzeniu od pierwszej pary Mastiffów Pireneskich, które dodaliśmy do rasy. Je także zabrałem do Esquel, gdzie spisywały się dobrze ze względu na silną i gęstą szatę. Jedynym defektem, który pojawił się po wprowadzeniu Pirenejczyka był wilczy pazur, który początkowo był podwójny i jest typowym dla tamtej rasy. W ostatnim czasie nie odnotowujemy tego w rasie, jako, że nowy pies ustabilizował się w typie i absorbował stare oryginalne rasy.
tłumaczenie Ewa Ziemska
Rozdział XII
I OSTATECZNIE UKSZTAŁTOWAŁO SIĘ DOGO
Czy to dlatego, że europejski dzik w La Pampa był bardzo liczny czy może nasza przyjaźń z Antonio Maura właścicielem Parque Luro dawała nam możliwość polowania tak jakby to była nasza prywatna ziemia; czy to dlatego, że w Cordobie dziki nigdy wcześniej nie istniały; czy to dlatego, że Antonio zniechęcił się widząc, że ani rodzina ani przyjaciele, ani nawet jego synowie nie okazywali zainteresowania nową rasą czy to dlatego, że przewidział swoją przedwczesną nadchodzącą śmierć, prawda jest taka, że mój brat zabrał pomiędzy rokiem 1953 a 1956 swoje najlepsze Dogo, a nawet całe mioty do mojej willi Santa Rosa (La Pampa). Te psy rozdałem wśród znajomych, a część zatrzymałem dla siebie.
Pomiędzy tymi dorosłymi Dogo przywiózł mi psy imieniem Tupac i Inca. Te psy wzięły udział w dwóch publicznych walkach w mieście San Luis w 1953 roku; Tupac z pumą, a Inca z dzikiem. Mięliśmy trochę kłopotów z władzami i akt oskarżenia o „okrutne czyny” i w związku z tym by przeprowadzać pokazy musieliśmy zmienić lokalizację, a sceną stała się piękna posiadłość położona bardzo blisko miasta, należąca wtedy jeszcze do Kapitana teraz Pułkownika Amieva Saravia. Demonstracje wkrótce się rozpoczęły, były ogłaszane przez gazety i radio. Sponsorowały je Sociedad Rural Argentina i Federación Cinológica Argentina z San Luis, a miały one na celu pokazać skuteczność nowej rasy w walce przeciwko drapieżnikom, które w owym czasie dziesiątkowały stada owiec niszczycielskimi kłami i pazurami.
Poza tym należy dodać, że ludzie z San Luis znaleźli tak dużą, dziką i odważną pumę, że pokonałaby ona Tupaca bez problemu i musiałem zabrać go z klatki żeby uratować mu życie. Ten pies nie poddał się i zachował się tak jak wymagała od niego historia rasy. Inca ze swojej strony bez problemu przytrzymał dzika.
Razem z tymi psami mój brat przywiózł mi także kilka suk wśród nich takie jak Pora, Ayuhue, Penca, Mahuida, Blanca, Chica, Guayra, Ara, Yasi, Ibote i inne. Od tego czasu miałem swoją własną księgę rodowodów rasy, która rozpoczyna się miotem suki Penca z 3 lutego 1954 roku. Do tej pory urodziło się 1031 szczeniąt, zaczynając od miotu Huecuvú del Chubut i Pudu del Chubut urodzonego 9 lipca ówczesnego roku. Pomiędzy tymi 1031 Dogo urodzonymi w moich rekach mieliśmy 41, które stały się Podstawowymi Rejestracjami i pierwszymi 26, zarejestrowanymi w Federación Cinológica Argentina i Sociedad Rural Argentina, rozpoczynając współczesne rodowody Dogo.
Przez lata pomnożyłem liczbę Dogo w znacznym stopniu i dałem je do różnych posiadłości tak by mogły rozwijać się jako myśliwi. Ale wkrótce musiałem stawić czoła ogromnemu problemowi, jako że połowa rodzących się szczeniąt była głucha. Biorąc na bok aspekt genetyki był to również problem moralny i poruszający jako, że gdy zauważaliśmy głuchotę u szczeniąt miały one zwykle około dwóch miesięcy i było dla nas niezmiernie bolesnym usypiać je gdyż zdążyła się wywiązać między nami więź. Mój brat i kilku kolegów studiowało ten przypadek i doszli do wniosku, że powodem głuchoty był nie tylko głuchy bulterier użyty w hodowli lata wcześniej, ale wynikała ona również z inbredu.
Mój kuzyn Kapitan Justiniano Martínez Achával zostawił u mnie na kilka miesięcy swojego Dogo imieniem Yagan, doskonałego myśliwego, którego kiedyś dostał on w prezencie od mojego brata w Cordobie, bardzo mocnego, ale dość niskiego. Ten pies pokrył kilka z moich suk i dał mi dobre szczeniaki, wśród nich Yacaré, którego dałem Panu Martin Valerdi. Yacaré był potężnym i odważnym psem, jednak nie uchronił mnie od głuchych szczeniąt jako, że była to ta sama linia. Zabrałem jednego z jego synów imieniem Alicacha do Esquel. Alicacha zmarł w Corcovado, posiadłości w górach nazywanej La Diana (należącej do Major Sustaita), po walce z pumą i dzikiem, które odbył tego samego dnia. Jego brat miotowy był w rękach sierżanta armii, który po przejściu na emeryturę osiadł w Cordobie, gdzie zabrał ze sobą swojego psa imieniem Tip. To Dogo ma numer 41 w mojej księdze. Przed śmiercią Alicacha zostawił po sobie dobre szczenięta, których krew była przydatna w procesie rekonstrukcji rasy.
Stało się jasnym, że musimy szukać świeżej krwi albo Dogo jako rasa schyli się ku upadkowi, gdyż głuchota stawała się coraz to częstsza. Szczęśliwie przywiozłem ze sobą do Cordoby kilka Mastifów Pirenejskich, dzieci tych, które kiedyś importowałem, a także kilka czystej krwi Wilczarzy Irlandzkich, które również przywiozłem z USA i Kanady. Wszystkie te zwierzęta zapewniły mi nową krew dla Dogo Argentino. Kiedy definitywnie osiadłem w Esquel na początku 1957 roku zabrałem ze sobą spora grupę moich Dogo razem z Wilczarzami. Te dziesięć lat pomiędzy 1954 a rokiem 1964 kiedy rasa została oficjalnie uznana przez Federación Cinológica Argentina i Sociedad Rural były dla niej decydującymi.
Kiedy przybyłem do Esquel ulokowałem psy w wiejskim domu należącym do mojego starego przyjaciela i hodowcy bydła Antonio Criado. Sam również tam mieszkałem do czasu zakończenia budowy naszego „Nido de Condores” u stoku góry Z.
Kiedy to w końcu się stało wprowadziłem się tam z moimi 20 Dogo psami i sukami, Miały one dać w przyszłych latach początek wszystkim dogo z rodowodem, zgodnie z dokumentacją będącą dowodem w czasie gdy ta książka była pisana (1976/77).
Przed przeprowadzką do „Nido de Cóndores” dałem Majorowi Sustaita 5 Dogo, które zabrał do posiadłości „La Diana” w Corcovado, gdzie dziki i pumy przynosiły straty w bydle i owcach. Polowali bardzo dużo i bardzo dobrze, przewodzeni przez Jaramillo, ale dwa Dogo Alicacha i suka Kelghy zginęły w zaciętej walce z tymi zwierzętami. Kilkoro z potomków tych psów, rozrzuconych pomiędzy posiadłościami również dokonało żywota podczas swojej pracy.
Tak więc pracowałem z tymi Dogo, które przywiozłem z La Pampa, dodając kilka, które odnajdywałem w różnych majątkach Corcovado, Trevelin, Tecka i innych. To byli czystej krwi potomkowie tych psów, które w 1937 roku (dwadzieścia lat wcześniej) przywiozłem, gdy przyjechałem do Esquel.
Z tymi psami, które polowały w górach od 20 lat oraz tymi, które przywiozłem i krwią Pointera, Pirenejczyka, Doga, Wilczarza i Boksera byłem w stanie zażegnać problem inbredu i rozpocząć rekonstrukcję rasy będącej u progu wyginięcia, wyeliminować problem głuchoty i po raz kolejny dać tym zwierzętom słuszne rozmiary.
W Zapala, Neuquén znalazłem bardzo dobrego, dużego Dogo, którego odkrył mój kuzyn Dr. Rodolfo Martinez. Należał on do Dr. Posse, który nabył go jako szczeniaka od jakichś przyjaciół w Uspallata. Ten pies również krył kilka z moich suk.
Kolejny poważny problem, któremu musiałem stawić czoła z Dogo, które mój brat zabrał do La Pampa i które później zabrałem do Esquel było to, że były agresywne pomiędzy sobą. Nigdy nie zapomnę upokarzającej sytuacji, którą przeżyliśmy z bratem podczas polowania z Antonio Maura i Miguel Uranga dowodzącym Parque Luro. Dogo złapały dzika jakieś 100 metrów od nas, pospieszyliśmy, więc nawigowani przez odgłosy wydawane przez dzika. Kiedy przybyliśmy dzika nie było, a psy rozpoczęły walkę pomiędzy sobą. Wraz z nauczką i nową krwią daną od Pointera i Wilczarza (który dał lepszy temperament), plus 20 latami „gimnastyki funkcjonalnej” polowanie w sforze na dzika i pumę w górach i bagnach Fofo Cahuel stało się możliwe i wyeliminowaliśmy instynkt walczącego przodka. Para doskonałych Dogo pomogła mi mocno w tym zadaniu: Jack, stary pies, który polował w majątku Corcovado, należący do Pana Corro, starosty Dr. Venturino; oraz suka imieniem Lily, bardzo duża, będąca świetnym myśliwym, przekazana mi przez bliskiego przyjaciela Juan Goya (Jr.). Lily dała mi bardzo dobre szczeniaki.
W rezultacie otrzymaliśmy dobre psy myśliwskie, łagodne Dogo, nie agresywne pomiędzy sobą. Mój przyjaciel Elias Owen, właściciel ziemski i entuzjasta Dogo, powiedział mi jakiś czas temu, że w jego majątkach, żaden Dogo nie jest nigdy uwiązany na łańcuchu. Wie on bardzo dobrze o wysiłkach, jakie włożyliśmy w to by Dogo mogło koegzystować w domu bez walki pomiędzy sobą. To wyjaśnia, dlaczego czujemy się tak źle, gdy widzimy je używane w walkach psów czy to czystek krwi czy krzyżowane z Bulterierem. To niszczy naszą rasę psa myśliwskiego dając regres do Viejo Perro Pelea Cordobes, który kryje się za korzeniami Dogo.
W ten sposób po około 10 latach zdołałem zrekonstruować rasę z powtórnym zapałem i przez odpowiedni trening, niezliczone polowania i walki z dzikami i pumami w klatkach byłem w stanie zebrać 67 egzemplarzy w 1967 roku wymaganych dla oficjalnego uznania rasy przez uprzednio wspomniane organizacje. Te Dogo są tymi, które uformowały rodowód, z którego wywodzą się wszystkie istniejące dziś Dogo. Rozpoczyna się od Kob de Las Pampas, który posiadł numer 1 w Registros Genealógicos Base (Rejestracja Genealogiczna – Bazowa) a kończy na Tanuki del Chubut, który miał numer 41. Registros Genealógicos Primera (Rejestracja Genealogiczna – Pierwsza) rozpoczyna się psem Conajen del Chubut (N°1) a kończy Felder del Chubut, posiadającym numer 26. Registros Genealógicos zamykają się na nich. Następnie otworzyłem Registros Genealógicos Definitivos (Rejestracja Genealogiczna – Ostateczna) miotem po Mayoco del Chubut (Registro Provisional – Wstępna Rejestracja – N°8) i barda del Chubut (Registro Provisional – Wstępna Rejestracja N°7) urodzonym 3 października 1969 jak zostało odnotowane w Federación Cinológica Argentina. Numerem 1 z tego miotu jest Camarucho del Chubut, N°2 Cacique del Chubut, a obie suki Challa del Chubut i Pirren del Chubut maja odpowiednio numery 3 i 4 w Ostatecznej Rejestracji.
Kiedy udałem się w podróż do Cordoby w 1957 roku – mój brat już nie żył – starałem się odnaleźć czystej krwi Dogo by zabrać je na południe, ale okazało się to niemożliwe jako, że nie zachował się nawet jeden egzemplarz tej niemalże wymarłej rasy. Zostałem poinformowany, że Pan Villages może mieć jednego, ale z czasem okazało się, że pies już nie żyje. Powiedziano mi również o Panu Meyer, który w przeszłości wysłał przez mojego brata szczeniaka do La Pampa (Ibote). Skontaktowałem się z nim by dowiedzieć się tylko, że nie ma już więcej Dogo. Tak więc wróciłem z mojej podróży do domu, nie będąc w stanie znaleźć nawet jednego czystek krwi Dogo w całej prowincji Cordoba. Było ewidentnym, że po śmierci mojego brata nikt więcej w Cordobie nie interesował się rasą.
W roku 1961 mój młodszy brat Dr. Francisco Nores Martinez zlokalizował Pana Pacuzzi, który miał sukę Dogo – Palomę – mającą szczeniaki z psem – Ana – należącym do Palau Posse, który spędzał lato w Tanti (mieszkał w Buenos Aires). Mój brat wziął dla mnie dwa szczeniaki psy z tego miotu, które nazwałem Uturunco i Lanin; noszą numery 4 i 5 w Rejestracji Genealogicznej Bazowej. Te dwa psy są jedynymi zarejestrowanymi w tej bazie, które nie urodziły się w Esquel. Uturunco i Lanin mieli trzech braci miotowych zabranych do Buenos Aires, do wiejskiego domu Pana Paz, wszystkie z nich zmarły nie pozostawiając potomstwa. Paloma też wkrótce potem zmarła, a Ana trafił do majątku Dr. Arrambide w Laboulaye na południu Cordoby. Nie wiem czy pozostawił po sobie jakieś szczeniaki czy nie, ale jeśli tak by się stało nie mogły by być zarejestrowane, jako że Ana nie był. W ten sposób w 1960 roku znikły ostatnie Dogo w Cordobie.
W późniejszym czasie mój brat Francisco zabrał ze sobą kilka Dogo do Cordoby podczas kilku podróży by mnie odwiedzić; i albo zatrzymywał je dla siebie, albo rozdawał wśród znajomych. Mam w swoich księgach pomiędzy innymi: Guampa od mojego starego Kob de Las Pampas i Chica, która była prezentem od mojego brata Antonio. Zabrał też psy: Lepa, dorosłą sukę po Chala del Chubut i Koby del Chubut, Nanco del Chubut, Solitario del Chubut i Sancho – wszystkie z nich dorosłe; a także kilka szczeniaków z różnych miotów. Osobiście zabrałem psy Neuquina i Tupac do Pana Sosa Senestrari; i Tabare, Alikol i inne, których imion nie pamiętam do mojego bratanka Patricio Bustos Ferro. Mój własny Toro del Chubut również spędził kilka miesięcy na kryciu suk. Uturunco już bardzo stary, także został zabrany do Cordoby, gdzie jego zdrowie poprawiło się wraz z odpoczynkiem i lepszym klimatem; był w stanie dać jeszcze kilka miotów.
Było jeszcze kilka osobników wziętych z Santiago del Estro. Te psy były potomkami kilku Dogo z Esquel, które zostały wzięte do tej prowincji przez wtedy Kapitana dziś Podpułkownika Adolfo Phillipeaux. Wszystkie te zwierzęta jak i wiele innych, które mogły pochodzić i z innych miejsc w związku z boomem na Dogo, miały swoje pochodzenie w Dogo powstałych w tej śródziemnomorskiej prowincji.
W 1961 roku otrzymałem list od Amadeo Biló, który przechowuję w swoich aktach do dziś, w nim pisał mi o swoich porażkach w polowaniu na dzika z Dogami Niemieckimi i Bokserami oraz prosił mnie o kilka szczeniąt Dogo. W ten sposób rozpoczął się mój związek z myśliwym z Rio Negro. Oczywiście obiecałem mu psy, które chciał, a zrobiłem to z wielką przyjemnością, jako że miały być używane do polowań, będących specjalną funkcją rasy. Zimą tego roku, 1961 udałem się na polowanie z Biló i moim przyjacielem i hodowcą Elias’em Owen. Wzięliśmy psy Kob i Chicha, które należały do mnie oraz Lanin i Uturunco należące do Pana Owen. Upolowaliśmy 8 dzików w jedno popołudnie. Pan Biló był oczarowany sposobem w jaki pracowały Dogo i do końca roku daliśmy mu jego pierwsze Dogo Day de Trevelin i Dele de Owen. Krótko potem dałem mu Lenga, Pampa i inne szczeniaki suczki, od których Biló rozpoczął swoją własną hodowlę pod przydomkiem „Malal Conajén” (w języku Mapuche: Zagroda Odważnych).
Day de Trevelin był tym Dogo, które zmarło w Choele Choel; został sfilmowany przez Amerykanów, a jego śmierć została wspomniana w Argentyńskich i zagranicznych gazetach. Sekretarz Generalny OEA powiedział, że ten pies – w liście, który wysłał mi i który opublikowałem w książce El Dogo Argentino – jest „opakowany blaskiem legendy”.
Te psy, które wysłaliśmy z Esquel i kilka innych, które dałem później były bazą pod słynne Dogo Biló, które rozprzestrzeniły się wzdłuż wybrzeży rzek Negro, Colorado, Neuquen, Limay i innych. Biló używał ich do polowań z różnymi Europejskimi i Amerykańskimi myśliwymi, a ich sława wyeksportowała się za granicę. Czytałem w zagranicznych magazynach artykuły pisane przez Pana Jack Parry i innych; szczególnie Post Tribute, 23 Maj 1965 roku i Field and Stream, listopad 1967 roku. W nich nagradzają Dogo Argentino w sposób, którego nie widziałem w całym swoim życiu. Ewidentnym jest, że Amerykanie znają bardzo dobrze pojęcie przysłowia „to tell, to sell” (powiedzieć, sprzedać) będące w użyciu niezależnie od tego czy to jest pies, czy samochód, czy żyletka.
Wiele Dogo wyjechało z Esquel do USA, Holandii, Niemiec, Włoch, Japonii Jugosławii, Hiszpanii i każdego z krajów Ameryki Łacińskiej. Kilka miesięcy temu, para psów wyhodowanych z suki ode mnie i psa dostarczonego przez hodowcę Jorge Wade i jego żonę, została wysłana do Izraela. Teraz te dwa psy przyjechały do San Jose de Costa Rica na dwa lata w związku z faktem, że ich właściciele Pan Jonathan Bilak i jego żona, zostali zatrudnieni do pracy nad programem kulturalnym. Potem wrócą do Izraela.
Jak już teraz wiemy i inne szczeniaki były eksportowane z tych krajów do kolejnych i jak już tez wiemy o w spół hodowcach z innych krajów, Dogo zaczyna rozprzestrzeniać się po świecie, mając poparcie udzielone przez Międzynarodową Federację (FCI) dzięki uznaniu rasy.
W 1973 roku miała miejsce Wystawa Światowa na zachodzie Niemiec, suka Pampa del Chubut, którą dałem Dr. Erich Schneider Leyer, otrzymała tytuł „Weltsiegerin” czyli mówiąc prościej została Zwycięzcą Świata.
Do czasu wydrukowania tej książki międzynarodowe Championy Tilcara Norez Martinez i Duda del Tilcara brały udział w Wystawie Światowej w Meksyku obydwoje zdobywając tytuły Zwycięzców Świata. Tilcara jest synem Facundo del Chubut i Mahuida del Chubut obydwojga urodzonych w Esquel, a Duda del Tilcara to córka Tilcara Norez Martinez. Więc odnośnie trzech Zwycięzców Świata, które mamy w rasie jeden z nich urodził się w Esquel – Pampa del Chubut – a pozostałe dwa są dziećmi i wnukami Dogo z Esquel.
Nie chcę męczyć czytelnika zagłębiając się w większą liczbę detali imion i faktów, ale wierzę, że z tym co zostało powiedziane osiągnąłem mój cel, którym było dowiedzenie w jasny sposób, że Dogo został stworzony; że jego początki istniały; dziesięć ras, które wzięły udział w jego powstaniu; i finalnie to jak zdołaliśmy poradzić sobie z rekonstrukcją rasy gdy znalazła się na granicy wyginięcia. Wierzę, że zrobiłem to w sposób, który nie pozwala nikomu mylić się, co do tego.
Kapitan Graham, który odtworzył starego Wilczarza Irlandzkiego w ostatniej dekadzie 19-tego wieku, był w stanie zrobić to w 10 lat, mając do użytku kilka czystej krwi osobników, które odnalazł w górach Irlandii. Ale było mu łatwiej, gdyż miał do czynienia z rasą mającą ponad 600 letnią historię istnienia. My musieliśmy sprostać wyzwaniu nowej rasy, chociaż również jest prawdą, że nowoczesne środki komunikacji dały nam możliwość zdobywania osobników, których potrzebowaliśmy w krótkim czasie, niezależnie od długich dystansów typowych dla naszego kraju.
Mamy tu więc autentyczną historię Dogo Argentino, by wzbogacić wiedzę tak wielu amatorów rasy. Marzenie naszej młodości, które stając się rzeczywistością zaczyna uciekać z naszych rąk dzień za dniem. Ta rasa zaczyna żyć własnym życiem; i błogosławmy ją za to! To było dopiero, co wczoraj, gdy wydawało się, że jest to młodzieńcze marzenie nie do zrealizowania. W tamtym jednak wieku ideały były śnione jak rzeczywistość, albo rzeczywistość żyła marzeniami, do czasu aż życie skonfrontowało nas z rzeczywistością.
Te marzenia z przeszłości i ta obecna rzeczywistość są chronione przez grupę entuzjastów mających z patriotycznym zapałem przyszłość pierwszej argentyńskiej rasy, Dogo Argentino w swych rękach. Dr. Gallo Plaza powiedział „To nowa rasa, która odzwierciedla wierność, odwagę i wytrwałość, której Ameryka domagała się w związku ze swoją dumną przeszłością konkwisty i wyzwolenia, potrzebę uroczystej teraźniejszości i potrzebę by wypełnić jej obiecującą przyszłość.”
tłumaczenie Ewa Ziemska